Patriotyzm inaczej czyli serce nie sługa



Jakiś czas temu pisałam o patriotyzmie lokalnym na podstawie siatkówki i mojego kibicowania tomaszowskiej drużynie. Dziś będzie trochę o innym patriotyzmie. 

Około 20 lat temu moje serce skradł Widzew Łódź. Ale o tym to już dokładnie wiecie. Przez te wszystkie lata miałam wzloty i małe upadki w kibicowaniu. Był okres gdzie jeździłam do Łodzi na mecze co dwa tygodnie, byłam również na wyjazdach, był też czas gdzie miałam przerwę w jeżdżeniu na Widzew, ale nigdy ten klub nie stał mi się obojętny. Zawsze w pierwszej kolejności moje serce należało do niego. Miłość zaczęła się dziwnie, trochę przypadkowo (choć nie wierzę w przypadki), ale będzie trwała do końca moich dni. Tego jestem pewna. Oczywiście Barca, Juve czy MU też mają swoje miejsce w moim sercu i też na zawsze, ale wiadomo, że różnica jest gdy można swobodnie jechać na mecz bez zbędnych przygotowań. Do tej pory większość meczów Widzewa było dla mnie wyjazdami. Ale w niedzielę to Widzew przyjeżdżał do mojego miasta na mecz z tutejszą Lechią Tomaszów. I wszystko byłoby fajnie gdyby nie konflikt interesów. Przynajmniej tak mi się wydawało. Swego czasu nasłuchałam się jak ja mogę kibicować Widzewowi w 3 lidze, a nie miejscowej drużynie. Tłumaczyłam, że wszystko zaczęło się od Widzewa i że do tego klubu emocjonalnie jestem przywiązana. Ale tak na serio to nie wiedziałam jak ja się zachowam na meczu obu drużyn. Gdy Widzew wcześniej przyjeżdżał do Tomaszowa to przeważnie byłam w pracy i na mecz iść nie mogłam. To był mój pierwszy raz ;) Od niedzielnego ranka zastanawiałam się jaki szalik założyć, a może wcale nie zabierać i postarać się być neutralnym kibicem? Idąc po bilet przed godziną 9 również nie byłam pewna swojego zachowania na meczu. Ale podjęłam już męską decyzję, że zabiorę szalik Widzewa - Tomaszów Miastem Widzewa, czyli niejako powiązany też z Tomaszowem. I tak też zrobiłam. Wejście na stadion było dość ciężkie. Władze Lechii i tutejsza ochrona, policja nie jest przyzwyczajona do takich tłumów. Trzeba było troszkę się porozpychać łokciami by takiego mikrusa jak ja nie zgnietli. Ale dałam radę się przepchnąć i odnalazłam z koleżanką (pozdrawiam Ania:)), która zajęła jakże fantastyczne miejsce: przy samej barierce tuż przy ławce rezerwowej Widzewiaków. Obserwację na ławkę i najpopularniejszego gościa z Widzewa - trenera Franciszka Smude - miałam świetną. 




                                       
                                       



                                       


Nie musiałam czekać do pierwszego gwizdka by przekonać się komu będę kibicowała. Wystarczyły pierwsze okrzyki kolegów po szalu, bym wiedziała, że moje serce podczas tego meczu będzie należało do Widzewa. I tak też było podczas meczu. Od początku do końca doping dla Widzewa. Nie mogłam inaczej, po prostu nie mogłam. :) 

Co do samego meczu to trochę dziwiło mnie zachowanie piłkarzy Lechii, którzy wyszli na mecz chyba trochę za bardzo nabuzowani. Choć z drugiej strony im się nie dziwię. Grają u siebie, a tutaj większość stadionu za rywalem, bo kibiców Widzewa w sumie było chyba około 2 tysięcy. Do tego doping tylko dla Widzewa, bo niestety ale na Lechii Tomaszów dopingu się raczej nie uświadczy, a szkoda. Pod tym względem mi szkoda tomaszowskiej drużyny. Bo zasługują na dobry doping. Mecz Lechiści zaczęli dość nerwowo. Widzew pierwszą bramkę strzelił już w 12 minucie, a strzelcem gola Mateusz Michalski. 



W 43 minucie padło wyrównanie i bramka dla Lechii Tomaszów, której strzelcem był Jakub Rozwandowicz. Trzeba przyznać, że gol przedniej urody. 


Gol dający Widzewiakom zwycięstwo padł w 57 minucie, a autorem tego trafienia był Daniel Świderski. Akcja fajna, ale najlepsza cieszynka Widzewiaka po golu. 

   


W dalszej część meczu Lechia próbowała coś zrobić by doprowadzić do remisu, ale Widzew dobrze się bronił. W dużej mierze do zwycięstwa przyczynił się bramkarz Łodzian: Patryk Wolański, który bronił bardzo pewnie. Trzeba przyznać, że Widzew rozegrał bardzo dobry mecz, do przerwy miał dwie- trzy setki, tylko trochę szczęścia brakowało w wykończeniu. Zwycięstwo jak najbardziej zasłużone. Po tym meczu Widzew znów wskoczył na fotel lidera. I mam nadzieję, ze utrzyma go do końca sezonu :)

Co do kibiców i kibicowania. Mecz był o godzinie 11 w niedziele, więc pora typowo nie sprzyjająca, ale myślę, że swoim dopingiem pomogliśmy chłopakom, którzy czuli się jakby grali u siebie. 
Na koniec czekała nas miła niespodzianka. Jako, że stałyśmy przy samych barierkach więc liczyłyśmy na to, że nasi ulubieńcy podejdą do nas i przybiją piątki. I tak też się stało, każdy piłkarz przeszedł wzdłuż barierki i przybił z kibicami piątkę. Najdłużej na siebie kazał czekać Patryk Wolański, z którym chyba każdy robił sobie zdjęcie :) Ale w końcu po oczekiwaniu dotarł i do nas, a o to co dostałam w nagrodę za czekanie ;) 
Jak dla mnie to Patryk Wolański jest jednym z największych i prawdziwych Widzewiaków w obecnym składzie Widzewa! Tym bardziej fotka cenna ;)

Jak najbardziej opłacało się poczekać :) Dzięki Patryk za selfie ;) 

Wiem, że wiele osób mi teraz może zarzucić brak patriotyzmu lokalnego, ale nic na to nie poradzę, że serce nie sługa i że Widzew jest moją największą miłością piłkarską :) 






Komentarze

Popularne posty