Powrót do "Świątyni"




W piątek po kilkuletniej przerwie postanowiłam wrócić na Widzew. Był to mój debiut na nowym stadionie. Data tym bardziej dla mnie pamiętna, bo moje urodziny. Zrobiłam sobie zatem bardzo miły i sympatyczny prezent. :)
Pod stadionem zameldowałam się po 18. Ku mojemu zdziwieniu przy wejściu nie było żadnych kolejek. W dawnych czasach było to nie do pomyślenia. Czyli już na samym początku wielki plus. Wejście na stadion zajęło mi dosłownie dwie minuty. Kolejki jakie były pod stadionem to do kasy i sklepiku Widzewa, który miał swoje otwarcie. Kolejne wow było już na trybunie, gdy ujrzałam to piękne cudo, które nazywam "Świątynią" - oczywiście piłkarską. Stadion robi ogromne wrażenie. Nie jest jakimś wielkim kolosem, ale na obecne warunki 3 ligowe jest jak najbardziej odpowiedni. W środku wygląda na prawdę ładnie :) Oczywiście nie mogłam iść nigdzie indziej jak na słynny Zegar, czyli trybunę D! To tutaj, w tym miejscu spędziłam większość swojego kibicowskiego życia więc tradycję trzeba było podtrzymać. 



Mecz rozpoczynał się o godz. 19:10. Przed spotkaniem ćwiczyliśmy nową piosenkę, do której słowa wymyślił chłopak z mojego miasta. Równo o 19:10 pierwszy gwizdek sędziego i gramy z warszawskim Ursusem. Jeszcze dobrze się nie rozkręciliśmy z dopingiem, a ja nie wpadłam w rytm dopingowo- meczowy, a już chłopaki uraczyli nas pierwszą bramką. Była dokładnie 5 minuta spotkania, a strzelcem bramki Sylwestrzak. Wykorzystał dośrodkowanie po rzucie rożnym. 


             


Radość z gola była, ale jeszcze taka umiarkowana, zbyt duży szok czasowy chyba ;) . W pierwszej połowie w doping się wkręcałam. Oczywiście z chwilą śpiewania kolejnych piosenek wszystkie słowa nagle się przypominały - to jest niesamowite. Do przerwy utrzymało się 1-0 dla Widzewa. Przerwa zarówno dla piłkarzy jak i dla nas na odpoczynek. Druga połowa to z mojej strony już wejście na pełne obroty dopingowe. Nabrałam sił i wkręciłam się jak za dawnych dobrych lat. Dodatkowo mobilizował mnie bramkarz gości, który był niezłym prowokatorem. Ale nie ma się co dziwić. W końcu wszyscy wiemy jak Łódź piłkarska lubi się z piłkarską Warszawą. Niestety w 68 minucie Ursus szczęśliwie wyrównał po bramce samobójczej Pigiela. Piłka od piłkarza Widzewa tak niefortunnie się odbiła, że nawet Wolański nie mógł jej sięgnąć. Zresztą zobaczcie sami.


          


Na szczęście czasu na odrobienie strat zostało sporo. I my i piłkarze wzięliśmy się ostro do roboty. Niestety pod Zegarem jacyś debilni kibice zaczęli rzucać zapalniczkami na boisko w stronę bramkarza gości. Nie powiem, że bramkarz przyjezdnych nie był bez winy, bo po bramce na 1-1 zaczął bardzo prowokować kibiców pod Zegarem. Ale to nie powód do takiego zachowania.  Niestety jak widać "bydło" jeszcze się u nas zdarza. Na szczęście większość kibiców była normalna i dopingiem zagrzewała Widzewiaków do ataku. A kilka "ciepłych" słów z gardeł spod Zegara poleciało w kierunku "sympatycznego" bramkarza Ursusa. W 73 minucie cały stadion poderwał się po raz kolejny. Bramkę na 2-1 strzelił Mąka. Radość na trybunach była niesamowita. Kocham to uczucie jak Widzew strzela bramkę, tą wielką radość. Niestety mi po tej bramce się oberwało. Dostałam z łokcia w kobiecą część ciała od kibica obok, oczywiście w ferworze tej radości dlatego mimo tego, że poczułam ból nie ruszyło mnie to. ;)  Niestety nasza radość trwała bardzo krótko. Sędzia uznał, że bramka padła ze spalonego. Do końca meczu Widzewiacy próbowali coś zrobić by ten mecz wygrać. Niestety nie udało się i wszyscy musieliśmy zadowolić się remisem, który na tą chwilę jest stratą dwóch punktów. Ale być może na koniec sezonu okaże się zwycięskim remisem. Może to moja obecność przyniosła pecha Widzewowi? ;)

Kibicowsko uważam mecz za bardzo udany, mimo że nie mam porównania z innym meczami. Mi się podobało i ja dałam z siebie 1000%. Ciężko mi było mówić po meczu. Od strony sportowej wynik słaby, a gra średnia. Co prawda Widzew miał tyle szans, że spokojnie powinien wgrać 3-1 minimum, niestety raził bardzo nieskutecznością. Widzewiacy oddali 24 strzały na bramkę, w tym tylko 4 celne ! Trochę mało celnych i bramek. No cóż walczymy i gramy dalej. 


Powrót do mojej świątyni uważam za bardzo udany. Stadion piękny, atmosfera cudowna. Był to pierwszy ale na pewno nie ostatni mój mecz Widzewa w tym sezonie, a może nawet w tej rundzie. Znów wróciła do mnie miłość oglądania meczu na żywo :) To jest coś fantastycznego być częścią takiego widowiska, na tak pięknym stadionie. To jest fantastyczne być częścią tego WIDZEWA ! Znów ... Bo nic tak nie zbliża do drużyny jak mecz na żywo :) 



Komentarze

Popularne posty